top of page

Azjatycki czworokąt wchłoną resztę świata

Od 26 kwietnia do 3 maja 2015r. w chińskim mieście Suzhou, rozegrane zostały 53. Mistrzostwa Świata w Tenisie Stołowym. Do Suzhou przyjechało 238 zawodniczek i 310 zawodników ze 100 krajów. Nieoczekiwanie w uroczystej paradzie zwycięzców, wzięła udział reprezentantka Polski – Li Qian.

Siedmioosobowej reprezentacji Polski towarzyszyli trenerzy: Michał Dziubański, Zbigniew Nęcek, Tomasz Krzeszewski i kierownik reprezentacji – prezes PZTS Wojciech Waldowski – będący również delegatem na kongres Międzynarodowej Federacji Tenisa Stołowego (ITTF).

Ciekawostką jest to, że 28 kwietnia br. kongres dokonał formalnej akceptacji przyłączenia Wysp Świętego Tomasza i Książęcej oraz Południowego Sudanu do ITTF, stając się tym największą międzynarodową federacją pod względem liczby członków.

Łącznie 222 krajowe stowarzyszenia pozostawiają za sobą kolejno siatkówkę i piłkę nożną.

Dla niektórych nic to nie znaczy, bo chociaż mistrzostwa były transmitowane do 169 krajów, w naszym „dzikim kraju”, na „kupie kamieni”, tenis stołowy nadal jest szykanowany i terroryzowany przez TV, futbol i inne ludyczne dyscypliny.

Wbrew temu, nasza reprezentacja spisywała się dzielnie. Kobieca drużyna w składzie z Katarzyną Grzybowską, Li Qian i Natalią Partyką, poddana została mocnej próbie, bo poziom zawodów wśród pań, był bardzo wysoki. Kadra mężczyzn: Jakub Dyjas, Paweł Fertikowski, Daniel Górak i Wang Zeng Yi, musiała sprostać jeszcze większym wymaganiom, bowiem azjatycki tenis stołowy od kilkunastu lat, bezlitośnie podwyższa poprzeczkę.

W konkurencji indywidualnej, Li Qian i Katarzyna Grzybowska uplasowały się w grupie 32 najlepszych zawodniczek. Jakub Dyjas i Wang Zeng Yi, w gronie 64-rech. Debiutujący w tej randze imprezy Jakub Dyjas, pokonał najstarszego zawodnika mistrzostw, reprezentującego Hiszpanię - 52-latka He Zhiwena (4:3).

Łączenie sił wypadło jeszcze lepiej, bo para deblowa Jakub Dyjas i Daniel Górak zmieściła się w towarzystwie 16-stu najlepszych par, a Paweł Fertikowski i Katarzyna Grzybowska, reprezentując kraj w obsadzie konkurencji miksta (par mieszanych), ukończyła turniej wśród ośmiu najlepszych par.

Bardzo dużą niespodziankę sprawiła para Li Qian i Li Jie, w turnieju gry podwójnej kobiet. Po drodze, polsko-holenderski duet w siedmiosetowej partii, wyeliminował rewelację ostatnich miesięcy, utalentowane i najmłodsze uczestniczki mistrzostw, Japonki Mimę Ito (14l.) i Miu Hirano (15l.) (4:3), i by awansować do strefy medalowej, w walce o miejsce w półfinale, pokonały bez straty seta, turecko-hiszpański duet - Hu Melek/Shen Yanfrei (4:0). Zwycięstwo to zapewniło brązowy i długo oczekiwany medal z mistrzostw świata. Zważywszy na to, że azjatycki czworokąt Chin, Japonii, Korei i Hong-Kongu, wchłoną całą resztę świata, bezprecedensowy to sukces.

Jednak najwięcej emocji budziły pojedynki w indywidualnych konkurencjach.

Czarnym koniem mistrzostw okazał się Chińczyk Fang Bo. Najpierw pokonał rodaka Xu Xina, poważnego kandydata do złota, w dramatycznym pojedynku (4:3).

Może się mylę, ale precedensem była chyba taktyczna przerwa medyczna, w której Xu Xin długo opatrując kontuzję, starał się wybić z uderzenia Fang Bo. Kontuzja taktyczna, bo w zwycięskim finale miksta, w parze z Koreanką Yang Haeun i w zwycięskim pojedynku o złoto, w parze z rodakiem Zhang Jike, po kontuzji nie było śladu.

W półfinałowym pojedynku Fang Bo, z dwukrotnym mistrzem świata i faworytem Chin - Zhang Jike, zaskakująco łatwo poradził sobie (4:1).

Niestety, w meczu o wszystko z rodakiem Ma Longiem, sympatycznemu Chińczykowi zabrakło szczęścia. Dla nikogo nie było zaskoczeniem, że Ma Long tracący w drodze do finału tylko trzy sety, pewnie i w świetnej dyspozycji trafił na najwyższy stopień podium.

Za to taktyczna sztuczka udała się Chince Ding Ning.

W ostatnim secie finału pań, pomiędzy Chinkami Liu Shiwen - Ding Ning (3:4), Liu w uderzeniu, zmierzającą zdecydowanie do wygranej, zatrzymała taktyczna przerwa medyczna. Długo opatrywana kontuzja Ding Ning, kompletnie wybiła z uderzenia Liu Shiwen, a przy zwalnianiu tempa po powrocie do gry, powodowało to błędy odbierające Liu, w pełni zasłużone zwycięstwo.

Nazajutrz, po grającej w finale debla kobiet Ding Ning, kontuzji nie było widać.

Z przekazu internetowym kanałem (itTV) można wnosić, że mistrzostwa były wspaniale przygotowane. Ceremonia otwarcia godna olimpijskiej oprawy. Rewelacyjna realizacja transmisji meczów.

A poza tym wszystko w normie. Chinki triumfowały w ostatnich dziewięciu z dziesięciu edycji drużynowych MŚ (w 2010 roku najlepsze były Singapurki), a w indywidualnych MŚ wygrywają wszystko od 1995r. Zaś Chińczycy są niepokonani w drużynowych MŚ od 2001 roku. Indywidualnie od 1999r. z przerwą (Paryż 2003r. – Werner Schlager). Seryjnie zdobywają złote medale także w igrzyskach olimpijskich.

Dzięki tym okolicznościom, wspaniała to była uczta dla amatorów tenisa stołowego.


Polecane posty
Ostatnie posty
Śledź nas
  • Google Classic
bottom of page